Znacznie później zastanawiała się, czy to narodziny pierwszego dziecka wyznaczają granicę pomiędzy braniem wszystkiego za dobrą monetę a stałym strachem i liczeniem się z najgorszym, jak gdyby tragedia i wszelkie okropieństwa miały spaść na głowę w każdej chwili. Miłość do nieskończenie bezbronnego ludzkiego niemowlęcia, uznała ostatecznie Sara, przesądza sprawę dla większości kobiet. Wystarczyło zobaczyć noworodka, zahipnotyzowanym wzrokiem przyglądać się unoszącej i opadającej klatce piersiowej, drżeć, że jak tylko spuści się z niej oko, przestanie się poruszać ("Stało się to dokładnie w chwili, gdy matka weszła pod prysznic" - czyta się potem w gazetach), żeby nie móc odejść od dziecięcego łóżeczka i z Panem Bogiem lub kosmosem zacząć zawierać pakty, w których oferuje się nie wiedzieć co za możliwość opuszczenia pokoju na chwilę i nieustający równy oddech dziecka.
(Kay Landgale, Jeśli nie miłość. Katowice: Książnica, 2010)
Tak to wygląda, pomiędzy rozczuleniem, troską, oczekiwaniem, wyrozumiałością i dumą a zniecierpliwieniem, zmęczeniem i czarnowidztwem. I tak od 5 lat i do końca życia, obawiam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz