19 marca 2010

Wiosna

Żeby nie było, że tylko o Gassecie ;-) Bo sięgnęłam po niego po raz pierwszy z własnej nie przymuszonej woli, zaskoczyła mnie jego obecność na półce w mojej bibliotece. Innych idoli – filozofów raczej miewałam. Na przykład od pierwszej do ostatniej kropki wciągający, logiczny i przekonujący Ludwig Wittgenstein i jego Tractatus logico-philosophicus.

Samo jego życie jest tak ciekawe i różnorodne (tak samo jego twórczość – mamy nawet I i II Wittgensteina, tak wielki rozwój i przemianę przeszły jego poglądy), że tylko podziwiać.

Mój ulubiony cytat z Wittegensteina:

Granice mego języka oznaczają granice mego świata (5.6)

I nie chodzi tu bynajmniej o języki obce, ale o umiejętność nazywania, nieograniczenie ze względu na niedobór słów i niezrozumienie.

Logika wypełnia świat (5.6)

Granice logiki są granicami świata, nie można więc powiedzieć: to jest w świecie, a tego nie ma – o czym nie można pomyśleć, o tym nie można też powiedzieć.

Co się da pomyśleć, da się jasno pomyśleć.
Co się da powiedzieć, da się jasno powiedzieć (4.116)

Filozofia ma wytyczyć granicę między tym, co możliwe i co niemożliwe do pomyślenia. Przedstawia to, co wyrażalne i przez to wskazuje to, co niewyrażalne.

Zdanie jest obrazem, modelem rzeczywistości. Rozumiejąc zdanie, znam przedstawioną przez nie sytuację. Zdanie powiadamia o jakiejś sytuacji, musi mieć z nią związek i musi mieć sens – zdaniu bez sensu nic nie odpowiada, nie oznacza żadnej rzeczy. Ogół zdań prawdziwych i sensownych jest całością przyrodoznawstwa, opisuje całkowicie świat (4.26). Związki między zdaniami zachodzą już w chwili zaistnienia tych zdań, wszelkie wnioskowanie dokonuje się a priori. Nie ma związku przyczynowego. Nie ma przypadku. Rzeczy istnieją tylko i wyłącznie w przestrzeni możliwych stanów rzeczy.

I jak tu nie lubić Wittgensteina, czytasz go i czujesz, że wiosna tuż tuż :-)

Cytaty z: Ludwig Wittgenstein, Tractatus logico-philosophicus. Warszawa 1997

15 marca 2010

Gasset

Co u Gasseta rzuciło mi się w oczy? Duże poczucie własnej wartości, które podziwiam i szanuję u osób, które takie poczucie mają z uzasadnionych powodów. Wyodrębnia z tłumu jednostki i bez zbytniego krygowania stawia tłum w odpowiednim szeregu, nie odbierając mu znaczenia:

Niezliczona ilość ludzkich zer składających się na masę tworzy jedność, która staje się wartością.

Ktoś jest głupi? No to jest. Przyziemny? Ok. Niektórych “nie stać na luksus rozumienia”, powiedzmy sobie szczerze.

... wszystko na tym świecie, co ma jakąkolwiek wartość, stworzone zostało wbrew szerokiej publiczności, przez małą grupkę ludzi wybranych, toczących odważną walkę przeciwko głupocie i zawiści tłumów. Nietzsche nie bez racji oceniał wartość każdej osoby według ilości samotności, jaką jest ona wytrzymać, to znaczy według dystansu, jaki dzieli jej duszę od tłumu.
Ludzie, w swojej masie mają tendencję do nienawidzenia rzeczy wybijających się ponad przeciętność.

No i odwieczny dylemat: mieć czy być. Jeśli wybiorę “mieć”, to znaczyć będzie, ze się zestarzałam i czas umierać.

Ludzie głupi i przyziemni sądzą, że postęp ludzkości polega na stałym gromadzeniu coraz to większej liczby rzeczy i idei. Otóż nie: prawdziwy postęp to rosnąca intensywność w postrzeganiu jakiegoś pół tuzina pierwotnych tajemnic, które w pomroce dziejów pulsują na kształt odwiecznie bijących serc.

Cytaty pochodzą z: José Ortega y Gasset, Dehumanizacja sztuki. Warszawa 1980

11 marca 2010

Horyzont

Przekonania najbardziej niewzruszone są także najbardziej podejrzane. One właśnie stanowią o naszym ograniczeniu, o naszym więzieniu. Niewiele warte jest życie, którego nie cechuje ciągła potrzeba rozszerzania tych granic i horyzontów. Tak długo żyjemy naprawdę, jak długo pragniemy jeszcze większej intensywności życia.

Mogę nie być do Gasseta przekonana, ale za te słowa można go pokochać ;-)

Pozostawanie z wytrwałym uporem w ramach ciągle tych samych, znanych horyzontów oznacza słabość i zanik energii życiowej. Horyzont jest linią biologiczną, jest żyjącą częścią naszego organizmu. (…) jeśli horyzont nasz traci elsatyczność, to znaczy, że poglądy kostnieją, a my się starzejemy.

Amen.

José Ortega y Gasset, Dehumanizacja sztuki. Warszawa 1980

10 marca 2010

Inni

Emmanuel Lévinas nazywa spotkanie z Innym wydarzeniem fundamentalnym. Odkrycie Innego jest fundamentem poznania mnie samego. Przez pryzmat Innego, jego śladów, poznajemy siebie. Najważniejszą wartością jest jednostka ludzka – ja, ty, Inny. Muszę stanąć z Innym twarzą w twarz i prowadzić z nim dialog. Muszę wziąć za niego odpowiedzialność. U Lévinasa Inny jest wyidealizowany do skrajności – w jego horyzoncie pojawia się dobro, pragnienie dobra; ofiarowanie się innym jako spełnienie człowieczeństwa.

Tymczasem Jean Paul Sartre pisał, że piekło to Inni. Dlaczego?
Dla samego siebie nieustannie projektuję przyszłość, staję się. Inni widzą mnie tak, jak widzą przedmioty, patrząc na mnie odbierają mi podmiotowość. Widzą mnie, dotykają mnie – jak meble, rzeczy. Widzą mnie wyłącznie jako byt przedmiotowy. Piekło to inni.

Również u Kanta Ja jest niepowątpiewalne, pierwotne. Podobnie i u Kartezjusza – Cogito, ergo sum – podstawa rozważań. I tak wymieniać by jeszcze można. Postawa Lévinasa wyróżnia się tu spośród tradycyjnego w filozofii rozumienia Ja.

Bronisław Malinowski mówił (w kontekście kultur), że Inny to zwierciadło, w którym jestem oglądany, które mnie demaskuje i obnaża.
I widzę, że wbrew wszystkiemu, wbrew otwartości na innych – Inny jest... wrogiem? (niekoniecznie,za mocno powiedziane), intruzem? OBCYM (z całą konotacją tego słowa) na pewno.

Na marginesie Spotkania z Innym (Ryszard Kapuściński, Spotkanie z Innym : Encountering. Kraków, 2007)
Nota bene jaki jest sens wydawania książki w twardej oprawie, zawierającej JEDEN artykuł 10-stronicowy, nie wiem.